Gdy dziecko ery Małysza otrzymuje propozycję przetłumaczenia książki o jednym z największych skoczków świata, odpowiedź może być tylko jedna…
We wrześniu 2020 roku, gdy mijało półtora roku od śmierci Mattiego Nykänena, w Finlandii zaraz po sobie ukazały się dwie opowiadające o nim książki. Było więc w czym wybierać. Na polski rynek trafiła w końcu pozycja napisana przez duet złożony z dziennikarza i muzyka: obaj Marko Lempinen i Jussi Niemi znali skoczka osobiście. Druga książka, której autorzy to doświadczeni dziennikarze sportowi Arto Teronen i Jouko Vuolle, pozostaje na razie w oryginale. Wybór padł na tę pozycję, która napisana jest w bardziej angażujący czytelnika sposób i nie wymaga od niego wcześniejszej wiedzy na temat Nykänena.
A jak się pracowało nad przekładem biografii „Życie to bal”?
Lajf is lajf
Chyba nikt nie zabiera się za czytanie książki bez wcześniejszego zapoznania się z jej tytułem. Jednak tłumacz swoją pracę niekoniecznie zaczyna od niego. Czasem tytuł jest tak oczywisty, że nie trzeba go zmieniać i niejako „tłumaczy się sam”, czasem wystarczy małe udoskonalenie, na przykład dodanie podtytułu, a czasem trzeba się tak bardzo pogłowić, że ostateczna decyzja zapada dopiero na ostatnich etapach procesu wydawniczego. Biografia Nykänena to właśnie ten najtrudniejszy przykład.
Im bardziej przesiąkałam dziwacznym językiem skoczka, tym bardziej byłam pewna, że warto jak najściślej trzymać się oryginału i zaproponowałam „Życie to był lajf”. Fiński tytuł jest parafrazą pewnego powiedzonka Nykänena, które znane jest w całej Finlandii, a prawdopodobnie rozeszłoby się i poza nią, gdyby tylko jego tłumaczenie nie było tak kontrowersyjne… Okazało się, że sama historia tego cytatu nie jest taka oczywista, a w tekście biografii i w internecie próżno jej szukać. Umieściłam ją więc w przypisie, zgodnie z tym, co powiedział mi Marko Lempinen.
Streszczając: Nykänen był kiedyś na meczu drużyny hokejowej Tappara Tampere, towarzyszył mu współautor książki Jussi Niemi. Leciała piosenka „Live is life” zespołu Opus, która jest hymnem drużyny. Ex-skoczek nie znał angielskiego, więc zapytał, co znaczy tytuł utworu. Gdy się dowiedział, przetłumaczył go sobie na fiński: „Elämä on laiffii”. „Życie to lajf”. Na powiedzonku opiera się jedna z popularniejszych piosenek Nykänena, napisana oczywiście przez Niemiego, czyli człowieka, który ze skoczka zrobił piosenkarza. Utwór opowiada o tym, jak to fajnie jest poimprezować sobie latem.
Wyszło jednak tak, że polskie tłumaczenie książki zostało ochrzczone „Życie to bal”. Tytuł jest trochę dowcipny, trochę pompatyczny, trochę wzbudza niepokój. Pasuje świetnie do książki i jej bohatera. Szkoda, że to nie ja mogę sobie przypisywać zasługi za jego wykombinowanie (i nie myślę tu wcale o Agnieszce Osieckiej, tylko o redakcji książki).
Krasomówca o słownictwie z rynsztoka
Gdy informowałam Finów lub znających fiński i postać Nykänena obcokrajowców, nad jaką książką właśnie pracuję, pierwszą reakcją, którą słyszałam, było często: „ale jak ty przetłumaczysz te wszystkie jego powiedzonka?!”. No, jakoś przetłumaczyłam, chociaż trzeba było czasami pogłówkować. Jak to powiedział sam złotousty Matti Nykänen „Czasem miewa się trudności, a czasem łatwości”. I tak odetchnęłam z ulgą, gdy zorientowałam się, że w tekście ani razu nie pada legendarne „jokainen tsäänssi on mahdollisuus”, bo nie wiem, co bym z nim zrobiła. „Każda okazja to możliwość”? Brzmi na Nykänena zbyt zwyczajnie. A może z angielska „każdy czens to możliwość”?
Te powiedzonka są dziwne i absurdalne. Trzeba było przełożyć je tak, żeby zgrzytały przy czytaniu – chociaż zgrzytów i tak jest co niemiara w samym życiorysie bohatera. Czytelnik, który zorientował się, że Nykänen był zdolny do wszystkiego na skoczni i poza nią, wie także, że w zasadzie był również w stanie palnąć najdziwniejszą rzecz w najmniej spodziewanej sytuacji.
Inny problem ze sposobem wyrażania się Nykänena to liczne wulgaryzmy. Sam fakt, że przeklinał – biorąc pod uwagę jego charakter, otoczenie, wykształcenie i temperament – niespecjalnie dziwi. Trudność polega jednak na czymś innym. Z tłumaczeniem przekleństw z fińskiego na polski jest trochę jak z przeliczaniem cen w euro na złotówki: jeśli za zwykłą bułkę pszenną płaci się jakieś trzydzieści eurocentów, to na polską walutę wychodzi złoty czterdzieści, co już trochę mrozi krew w żyłach. W Finlandii nieparlamentarny język niezbyt często wzbudza kontrowersje, Polakom zaś trochę trudniej go przełknąć – a tym bardziej na papierze i w książce. Oczywiście nie miałam zamiaru ani cenzurować ani ugrzeczniać głównego bohatera książki. Matti przeklina sporo także w moim przekładzie i to rzuca się w oczy. Nie chciałam jednak, żeby czytelnik czuł się, jakby musiał kupować bułkę pszenną za złoty czterdzieści, więc przetłumaczyłam wulgaryzmy w ten sposób, żeby wrażliwość przeciętnego Polaka była tak samo poruszona jak wrażliwość przeciętnego Fina przy odczytaniu takiej litanii przekleństw. A jak już wcześniej wspomniałam, wrażliwość Polaka potrzebuje tych wulgaryzmów mniej i o mniejszej sile. Polska bułka pszenna nie kosztuje więc złoty czterdzieści, tylko jest trochę tańsza, ale nadal jest to ta sama bułka pszenna, co w Finlandii.
Ból skracania
Fińska wersja książki jest trochę dłuższa niż polska. Razem z autorem i wydawnictwem postanowiliśmy usunąć z wersji polskiej mniej więcej jedną piątą oryginału. Część dotycząca kariery Nykänena została zachowania z małymi zmianami, więcej odpadło z tej dotyczącej życia na sportowej emeryturze. Wybór fragmentów do wykreślenia był z jednej strony łatwy, z drugiej trudny. Łatwy, gdy wzięło się pod uwagę kryterium wygody czytelnika i jego zdolności do przyswajania informacji. Lepiej mniej, a wyraźniej niż za dużo i za szczegółowo. Przecież pamięć każdego człowieka jest ograniczona. Fiński oryginał zawiera mnóstwo historii o awanturach po pijaku czy kolejnych kilkudniowych narzeczonych. Postanowiłam zostawić te najbardziej reprezentatywne i najdokładniej udokumentowane, żeby na podstawie tej próbki czytelnik mógł wyrobić sobie opinię o Nykänenie i jego zachowaniu. Odrzucanie fragmentów wywoływało oczywiście mały żal, ale wierzę, że podjęliśmy najlepszą możliwą decyzję. I tak wyszło niezłe tomiszcze.
Niestety objętość to problem wielu fińskich książek popularnonaukowych i jedna z przyczyn, dla których stosunkowo słabo sprzedają się prawa do ich przekładów. Fińscy wydawcy i redaktorzy przypominają swoim autorom, że co za dużo, to niezdrowo. Wtórują im tłumacze. Ostateczna decyzja należy jednak do autora, a jemu, osobie zawsze zaangażowanej w to, co pisze, trudno jest wykreślić choćby stronę z wypieszczonego tekstu. Wszystko wydaje się ważne. W dodatku fiński jest dość kompaktowy i to, co zmieści się w jednej linijce tekstu, w polskim tłumaczeniu zajmować będzie już półtorej.
Tłumaczenie fińskiej kultury na polski
Wydawcy i tłumacze dobrze wiedzą, że odciąganie wzroku czytelnika od tekstu głównego i kierowanie jego uwagi na dół strony, by zapoznał się z tym, co zapisane zostało po symbolu gwiazdki, nie jest zbyt komfortowym rozwiązaniem. Czasem wyjaśnień nawiązań kulturowych da się uniknąć: przykładowo mogę dodać do tekstu słowo „prezydent”, chociaż w oryginale pada tylko nazwisko Urho Kaleva Kekkonen – Finowi nie trzeba tłumaczyć, kim był ten pan, a i Polakowi nie potrzeba zbyt wielu szczegółów na temat jego kariery politycznej, które teoretycznie można by umieścić w przypisie.
Są jednak i trudniejsze przypadki. W tekście biografii przywołana zostaje postać Anttiego Rokki – dla Fina tak oczywistej oczywistości jak dla Polaka Kmicic. Ingerencja w tekst, taka jak w przypadku „prezydenta”, byłaby niemożliwa, ponieważ potrzebne jest znacznie dłuższe wyjaśnienie. Dlatego też trzeba zrobić przypis. Z niego czytelnik dowiaduje się natomiast, że Antti Rokka, fikcyjna postać literacka, kojarzy się z poświęceniem, odwagą i talentem, ale jednocześnie z brakiem dyscypliny oraz butnością. A więc już wiadomo, że Matti Nykänen to taki Antti Rokka z realnego świata i zamiast karabinu nosi na plecach narty. A nuż ktoś się zainteresuje i sięgnie po powieść „Żołnierz nieznany”?
Przygoda z Nykänenem trwała jakieś pół roku. Przez ten czas dowiedziałam się między innymi, że język dziennikarza sportowego jest przyjemny w czytaniu, ale w tłumaczeniu już niekoniecznie: trzeba z jeden strony pilnować logiki, a z drugiej strony zachować wartkość wypowiedzi, co czasem się może wykluczać. Cieszę się, że mogłam przyczynić się do przybliżenia polskiej publiczności postaci Mattiego Nykänena – zwłaszcza jego ludzkiej strony, której nie widać było na skoczniach ani w mediach.
Przy okazji dziękuję Wydawnictwu SQN za wspólną pracę nad książką.
Tekst: Marta Laskowska